Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/236

Ta strona została skorygowana.
—   226   —

— Co Janku?
— Ej, nic! Tak sobie tylko pomyślałem...
— Co pomyślałeś?
— Ot! pomyślałem, coby to było jednak... gdyby mama tak nas wszystkich trzech... wszystkich trzech...
— Co?
— Straciła!
Rozpacznym ruchem Olek buchnął na swą pościółkę i zaszeptał.
— Bieda! bieda! bieda! Pewno! Szkoda mamy!
Ale bardzo wkrótce mrukliwym tonem ozwał się.
— Poco ma zaraz tracić? Czy to każdy, kto idzie na wojnę, musi być zabity?
— Musi, nie musi, ale może, — rozważał Janek.
— A gdyby i tak — zrywając się znowu, zawołał Olek. — A pamiętasz, co Katarzyna Sobieska synom swoim powiedziała, gdy szli na wojnę? „Z tarczami albo na tarczach powracajcie!" Tak i my... Z tarczami, albo na tarczach do mamy powrócimy.
— Głupi jesteś! Żadnych tarcz teraz w wojskach niema, to jedno, a drugie, że gdyby i były, niktby nas na nich mamie odnosić ani myślał... Ty wiecznie z temi swemi historycznemi przykładami... Ot, myślmy lepiej, jak zrobić... co wybrać... co poświęcić...
Teraz obaj pod lipą siedzieli i obaj czoła na dłonie spuścili. Myśleli, walczyli. Był w nich zaczerpnięty z otaczającej atmosfery żar uczuć egzalto-