Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/248

Ta strona została skorygowana.
—   238   —

resy słuchał, czy nie słuchał, odgadnąć byłoby niepodobna, tak niezmienione w swej zwykłej nieruchomości, tak żadnym błyskiem w posępności swej nie rozjaśnione były rysy jego twarzy. Zmęczonym tylko wydawał się, bo przepracował dzień cały i pora była późna. Ciężkim też ruchem powstał z ławy i ociężale rękę ku włosom niosąc, rzekł:
— Spać pora, pani! A toż i świtać nezadługo zacznie!
Żonę za ramień potrząsł.
— Nastka! spać się kładnij!
I tylko, gdy ku drzwiom izby swojej, z pochyloną twarzą zwrócił się, na krótką, na króciutką jak sekunda chwilę, w sennem oku jego błysnęła ironja.
Z tej strony, ze strony o której p. Teresa tak długo dziś prawiła, dusza chłopska posiadała wzrost stłumiony, była ślepą, głuchą, niemą...
P. Teresa stała chwilę jeszcze pośrodku kuchni, z czołem nagle w kilka fałd zmarszczonem i wzrokiem wbitym w ziemię, a za nią stał na ścianie czarny cień jej i z pochyloną także głową w ziemię patrzał.
Wzięła potem lampkę ze stołu i przyświecając nią sobie, do sypialni córek poszła. Maleńkie spały głęboko w białych pościołkach swych różowe i spokojne, Inka nawpół rozebrana, w głębi izdebki wąskiej i długiej, przed lusterkiem włosy sobie na loki zawijała, pasemka ich dokoła szmatków papieru okręcając.
Mnóstwo już białych papierowych strąków