Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/299

Ta strona została skorygowana.
—   289   —

kieś fantastyczne, straszne. Może dlatego, że był fizycznie słabym, albo że wyobraźnię jego wstrząsnęła owa scena leśna i potem jazda dziwna, fantastyczna, na koniu kozackim, w zmrokach zapadającej nocy. Tulił się do matki z błaganiem.
— Tylko niech mię tam nie zabierają... niech mię nie zabierają do więzienia!...
A Inka, u zbiegu dwóch ulic z matką się rozstawszy, nie w kierunku mieszkania p. Awiczowej i jej córki poszła, ale w tym, który do pewnej, mało uczęszczanej przechadzki publicznej prowadził.
Nie miała ochoty najmniejszej towarzyszyć matce do więzienia i szpitala. Małych braci żałowała czasem, że cierpią, ale były to chwile przelotne; wogóle zaś nie czuła szczególnej do nich tęsknoty, a wzamian, takie miejsca udręczeń i smutku, jak więzienie i szpitale, budziły w niej odrazę taką, jakiej doświadczać musi ryba do suchego piasku, lub jakiej niektórzy ludzie na widok krwi i ran doświadczają. Od atmosfery cierpienia czyniło się jej mdło, nudno, słabo i zaraz po głowie chodzić zaczynały myśli, że wszystko to jakieś niepotrzebne, nieładne, nieznośne i że ona jest wcale do czego innego stworzona. Do czego mianowicie była stworzona, dokładnie tego przed sobą nie określała, ale nieraz widok fruwających ptaków i latających motyli nasuwał jej myśl: „szczęśliwe wolne! bawią się sobie w blasku słonecznym, na kwiatach"!
Dziś dążyła na spotkanie umówione, zaciekawiające i przyjemne, spóźnić się mogła, więc przy-