naiwnie wierzy. Małe, białe piórka, trzęsąc się nad jej kapeluszem, słowom jej potakiwać się zdawały. A Ina, w milczeniu, nie potakując i nie zaprzeczając, słuchała. Zaprzeczać odwagi by może nie miała, bo Helena Iwanówna, wydawała się jej kobietą rozumną i świat dobrze znającą, ale i chęci nie czuła, bo słowa słyszane zgodnie jakoś odpowiadały temu, o czem przelotne, lękliwe i niejasne myśli przez własną jej głowę przelatywały. Milczała i ze smutnie pochyloną twarzą oskubywała listki z zerwanej przedtem gałązki krzewu. Aż na zatrudnionych tą robotą drobnych jej rękach, spoczęła pulchna, białą rękawiczką ociągnięta dłoń Heleny Iwanówny.
— Czego wy taka smutna, Ino Juljanówno! Wam do twarzy z tym smutkiem, ale mnie was żal i jaby chciała pocieszyć was, rozweselić! I kniaź zauważył, że u was wyraz twarzy taki smutny czasem, smutny. Wczoraj on do mnie mówił: „ona, Heleno Iwanówno z tym swoim smutkiem tak wygląda, jak angieł (anioł), któremu do nieba ulecieć chce się... Ale jaby zobaczyć żądał jak ona śmieje się... Mnie ciekawość bierze zobaczyć, jak ona wygląda, kiedy ją wesołość opanuje, kiedy szczęście na twarzy jej zaświeci“. Nu, to wy, Ino Juljanówno, jak kiedy jego spotkacie, uśmiechnijcie się, wesoło uśmiechnijcie się... on taki szczęśliwy będzie... Ale co to? Widzicie? Jakie to przysłowie polskie... moja matka często je powtarzała... O wilku mowa, a wilk...
Umilkła i rozpromieniona z uśmiechem szero-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/308
Ta strona została skorygowana.
— 298 —