I dusza jego niedorosła kołysała się nad otchłanią życia, w demony, zamieszkujące ją, wpatrzona, truchlejąca...
Innym razem przez całe dwa dni żywności żadnej tknąć nie chciał i, na błagania matki głuchy, rozjątrzony, ponury, w ciemnym kącie celi siedząc, milczał tak uparcie, że ani jednego słowa wydobyć z niego nie mogła. A na trzeci dzień, gdy przyszła, ukląkł przed nią i wyznał, że postanowił był życie sobie odebrać... Innego sposobu żadnego nie mając, przez zagłodzenie się... Ale to bardzo trudny sposób, długi... nie wytrzymał, okropnie się wstydzi tego, że nie wytrzymał, choć z drugiej strony może to i dobrze stało się, bo tej jeszcze przykrości matce nie sprawił...
Tym razem nie sprawił, ale któż panią Teresę mógł upewnić, że innym razem znowu ta sama myśl nie zaświta mu w głowie, która znajdzie sposób łatwiejszy, krótszy...
A z Olkiem inna znowu była bieda. Tego rana zupełnie jakoś zagoić się nie mogła i osłabiony coraz chudszy, ciągle matkę o przebaczenie błagał, do stóp jej rzucając się, płacząc. Poczucie winy popełnionej tak głęboko w serce dziecinne mu zapadło, że aż obudziło w niem skruchę wyegzaltowaną i niezdrową. U nóg matki leżąc, najsroższemi wyrzutami siebie samego obarczał, przestrogi im obu przez Julka dawane przypominał i powtarzał. Pani Teresa gniewem udanym uspokajać go próbowła.
— Także mazgajstwo! Płaksa i mazgaj jesteś!
Ale na wspomnienie o Julku sama zalała się
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/316
Ta strona została skorygowana.
— 306 —