w zgodzie, jednostajnie mówiąc, czując, wierząc i wszystkim byłoby dobrze, i wszystkich by nieszczęść tych nie było. Prawdę mówi Helena Iwanówna, że tylko przesądy ludziom na drodze do szczęścia stają. To jest kobieta bardzo rozumna i dowcipna. Jak zabawnie wyśmiewała wczoraj wiarę w to, że Pan Bóg słucha w niebie tych pacierzy, które ludzie tu na ziemi szepczą. W drugim pokoju — mówiła — siedzisz i nie słyszysz, a jakże z takiej dalekości słyszećby miał? Wszystko to są przesądy, mówiła. Pozbyć się ich tylko trzeba, a zaraz wszyscy na świecie ludzie staną się szczęśliwi i weseli...
Może też oni są tacy weseli, że pozbyli się, jeżeli nie wszystkich jeszcze, to wielu przesądów? Ach! jacy oni weseli! Raz na czekoladę oprócz kniazia, i adjutant jego, mąż Heleny Iwanówny przyszedł, kilku oficerów z sobą przyprowadzając, wkrótce też dwie panie jakieś wbiegły, ślicznie ubrane, młode jeszcze, ładne. Powstał ruch, gwar, wszyscy dokoła okrągłego stołu w jadalnym pokoju zasiedli, ale nie wszyscy czekoladę pić chcieli, więc gospodarz domu do służącego zawołał o wino szampańskie, które gdy przyniesiono i pić zaczęto, wesołość stała się taka, jakiej Ina nigdy jeszcze w życiu swojem nie widziała. Wesołość to była swobodna, głośna, poufała, pełna gestów szerokich, śmiechów jak grzmoty głośnych, komplementów składanych pięknym rączkom, nóżkom, oczkom. Toasty różne wznoszono, a kiedy adjutant kieliszek swój podnosząc, wniósł zdrowie Iny Juljanówny
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/322
Ta strona została skorygowana.
— 312 —