Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/331

Ta strona została skorygowana.
—   321   —

łowała. Potem, jakby zapytania i wyrzuty uprzedzić pragnąc, mówić zaczęła, że była w parku, że teraz tam spireje przepysznie kwitną i Leszczynkę jej przypomniały, że jutro pójdzie z matką do więzienia i trochę kwiatów tych braciom zaniesie. Zapaliła małą lampkę i zaczęła przy świetle jej suknię matczynę w kilku miejscach rozdartą naprawiać.
Pani Teresa niedowierzająco i niespokojnie zrazu na córkę patrzała, lecz wkrótce radość błoga do serca wstępować jej zaczęła.
— Jaka ona śliczna, jaka miła, gdy tak uspokoi się, złagodnieje, nad robotą jaką złotą główkę swą pochyli! Bajecznie do ojca podobna! Te same oczy i włosy... te same wady i ten sam czar! I tak samo... raz anioł, raz szatan!
A Inka szyła i niekiedy szafirowe oczy swe z anielskiem spojrzeniem na matkę podnosząc, mówiła, że szkoda, ach jaka szkoda i jakie nieszczęście, że wyrok na Janka i Olka nie kniaź, ale ten jakiś nowy i niewiadomy wydawać będzie...
— A ty skąd wiesz o tem? — zadziwiła się p. Teresa.
Z łagodnem wzruszeniem ramion odpowiedziała.
— Słyszałam... wszyscy o tem mówią... Kniaź wczoraj urząd swój złożył i dziś już w komisji nie zasiadał.
Słyszała o tem istotnie od niego. On dziś u Heleny Iwanówny blisko, blisko niej siedząc i rękę jej w swojej trzymając, mówił.