na wszystkie strony. A z naszej strony zgiełk wykrzykników:
— Czernisiu, ratuj! Oto baranki!... Sto konfederatek uszyć! Zmiłuj się, zrób tak, aby wystarczyło! Popatrz, pomiarkuj, wymierz, skrój!
Patrzała, miarkowała, na wszystkie strony baranki obracała, milcząc. Zły znak, że milczy. Żaden grek w obraz Pytyi trwożniejszego wzroku nie wlepiał, niż nasz był w tej chwili.
— Cóż? Jak pani Czernicka o tem myśli?
— Co myślisz, Czernisiu?
A ona z zastanowieniem i tonem uroczystym odpowiada.
— Nic nie myślę. I nic teraz ostatecznego nie powiem. Straszyć nie chcę i obiecanek-cacanek nie lubię. Może wystarczy. Może nie wystarczy. Dobrze miarkować i wymiarkować trzeba. Ale — że zrobię wszystko, co w możności człowieczej jest, o tem panie upewniam, bo przecież to nie dla kogoś tam jednego, ale i dla szczęśliwości publicznej robota.
Lubiła czasem Czernisia mówić górnie i tę „szczęśliwość publiczną“ jakoś tak sama sobie wymyśliła bo ilekroć dwa te wyrazy wymawiała, stawała się trochę rozrzewnioną i zarazem uroczystą.
— O nożyczki proszę...
— Są! są. Oto są! Moja Czernisiu, moja złota, miarkuj, rozmiarkuj!
Ciężar nam wszystkim z piersi spadł. Już kiedy Czernisia szemś się zajmie i o coś się postara...
Przy naszym stole z krajaniem swojem zmie-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/346
Ta strona została skorygowana.
— 336 —