„Zwyciężonemu za pomnik grobowy
Zostaną suche drewna szubienicy,
Za całą sławę krótki płacz kobiecy,
I długie, nocne rodaków rozmowy"...
U szyi jej, na czarnym staniku połyskiwała ramka stalowa, obejmująca portret Kościuszki.
Szyć nie przestając, wiersza na pamięć umianego słuchałyśmy tak, jak gdybyśmy po raz pierwszy w życiu go słyszały: z przyśpieszonem biciem serc, z wilgocią na rzęsach. Hrabina westchnęła głośno; może o swoich dwóch synkach malutkich pomyślała. Oktunia szepnęła:
— Mój Stasik maleńki...
Wtem — u bocznego stolika zagrzmiało, runęło, jakby się trąba nad gruzami zburzonego Jeruzalem rozległa.
To Czernisia nos utarła. A potem, przez chwilę jeszcze, wielką chustą, łzy, po twarzy ciekące, ocierała.
Aby zasiadaniem do stołu przerwy długiej w robocie nie sprowadzać, śniadanie do różowego pokoiku przynieść kazałam. Na późny obiad, to już do sali jadalnej pójdziemy, ale teraz, byle jak, byle co, byle czasu tracić jaknajmniej! Co za szkoda, mój Boże, że człowiek, gdy ma coś lepszego i milszego do roboty bez jedzenia obejść się nie może! Niech tam w sali jadalnej panowie dziś sami jedzą, a my tutaj, pręciutko. Panom dziś tutaj przychodzić nie wolno, bo swemi żartami, wiecznem swojem sprzeciwianiem się — tylkoby przeszkadzali.