Przyszli jednak. Trzech domowych było i czwarty gość. W przerwie śniadaniowej przyszli, gdy Oktunia, bezkresny tren amazonki swojej podniósłszy, do salonu przyległego wybiegła, przy fortepianie usiadła i silnym sopranem na cały dom zaśpiewała: „Rachelo, kiedy Pan, w dobroci niepojęty"...
Gwar powstał, panowie weszli i śpiewaczkę otoczyli, prosząc, aby jeszcze co zaśpiewała. Więc nastąpiły „Les adieux“ Szuberta i „Bywaj dziewczę zdrowe. Ojczyzna mię woła“.
A czas uciekał.
— Oktuniu, dość śpiewania! szyć trzeba!
Zerwała się od fortepjanu, w trenie amazonki zaplątawszy się, o mało nie upadła, lecz zwinna, jak sarna, z więzów się wywinęła i krzesła swego dopadłszy, już szyje, szyje. A my panów nietylko z różowego pokoju, ale wogóle z pobliża swego wydalić usiłujemy. Niech sobie na drugi koniec domu idą, niech nam co prędzej z oczu schodzą, niech nam nie przeszkadzają.
Oktunia ani na mgnienie oka szyć nie przestaje, pełnym głosem, na nutę „Rachelo, kiedy Pan" śpiewa:
— Niech dają nam święęę—ty — poooo—kój!
Nie chcą zrazu odchodzić, opierają się, proszą, aż na koniec ogłuszeni zakrzyczani, oddalają się, a w różowym pokoju znowu milczenie, szycie, ręce to podnoszą się, to opadają, czasem stalowa iskra na staniku lub w splotach włosów błyśnie, czasem nożyce zazgrzytają.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/350
Ta strona została skorygowana.
— 340 —