Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/394

Ta strona została skorygowana.
—   384   —

brzyło się jeszcze gdzieniegdzie od wieczornej rosy, a suknia z białej rosy przeświecała z za długich warkoczy.
— Znałam go z blizka, znałam dobrze jego myśli i miłości, bo dokoła mnie, z ziemi, od poblizkiego strumienia wilgotnej, wyrasta tłum ogromny roślinek przerozmaitych, przyziemnych, drobnych, wśród których krząta się, pełza, biega, podlatuje drugi tłum również malutkich, przyziemnych, przerozmaitych owadków, robaczków, a on, ten mały, z drobiazgiem tym przebywać lubił dziwnie, i wówczas tylko na różowej twarzy jego jaśniało szczęście spokojne, błogie, gdy z nim przebywał. On, doprawdy, drobiazg ten kochał i kształtów jego, życia jego ciekaw był namiętnie.
Słusznie powiedział Świrek wysoki, że był on rozkochany w geniuszu natury ale ja tylko wiem, bom temu przyglądała się nieraz, jakie on z tym genjuszem rozmowy długie, ciekawe prowadził. I miłosne również bo tak już jest pomiędzy ludźmi, że ciekawe i długie rozmowy prowadzić oni zwykli tylko z przedmiotami swojego kochania. Przedmiotem kochania jego była natura, lecz powstało przeciw niej kochanie drugie, tem płomienniejsze, że bolesne, i tu go przywiodło. O tamtej kochance zupełnie zapomnieć nie zdołał i przed obliczem śmierci, która codzień spotkać go mogła, stojąc, wzrokiem i duszą wpatrywał się jeszcze w jej oblicze. W przerwach służby obozowej, w godzinach odpoczynku to bywało.
Inni, odpoczynkowi po ciężkich trudach radzi,