Po latach, po wielu, o smętnej jesieni przyszła tu ciemna, drobna, i u stóp pagórka twarzą padła na podłoże zioła.
Biedną twarzą! Bo nie była już białą, ani różową; białość jej i różowość wypiło z niej życie. Biedne życie! Bo nie wiemy, co tam na świecie czyniła, a w oczach stała odbita samotność tęskniąca, gorzka.
Biedne ręce, niegdyś całowane tak miłośnie! Biedne oczy, niegdyś tak podobne do błękitnych, dziewiczych, czystych oczu brata.
On nieprzespanie spał na dnie pagórka tego, z ostatniem jej pozdrowieniem, szczypteczką prochu, na piersi, w proch rozsypanej.
I tamten...
Leżała na pagórku, do ziół zżółkłych tuląc twarz uwiędłą i na ich kobiercu rozciągając suknię swą ciemną, biedną...
Myśmy wtedy nie miały kwiatów, jakże? w jesieni! więc tylko liściem chłodnym objęłyśmy twarz jej od płaczu gorącą i łzy piłyśmy, co długo płynęły z oczu.
Długo. Nieprędko z ziemi wstała i ten krzyżyk mały, który przyniosła z sobą, wśród łodyg naszych utkwiła. Potem drobna jej postać odeszła w zmierzch wieczorny, wśród żółtych drzew zniknęła i nie wróciła już więcej nigdy...........
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
...Teraz zaszumiał potężny, brodaty Dąb:
— I płynęły lata za latami...