związanemi i ze szmatą białego płótna, która zasłaniała mu wraz z oczyma znaczną część twarzy.Głowę miał okrytą tylko gęstemi, siwiejącemi włosami, siwiejąca również broda opadała mu na związane sznurami ręce. Sploty sznurów, krępujących nogi, ukazywały się z pod skraju długiej
odzieży.
Jeżeli kiedy człowiek ten — jak opowiadał Florenty — wrzeszczał, pluł, klął, drapał, teraz mu to już przeszło. Teraz już wiedział, że znajduje się na samem dnie niedoli, że nic go nie uratuje, że lada chwila śmiercią ohydną zginąć musi. Śmierć tę widział może, pod przytwierdzonemi do źrenic powiekami, wiszącą i kołyszącą się na tych samych sznurach, których twarde obręcze na nogach i rękach swych uczuwał. Może tułały się mu po głowie przypomnienia różne i z serca wyciskały łzy, może to serce piekł ogień nienawiści i po członkach rozlewały się gryzące strumienie żółci; najpewniej — śmiertelny strach krople krwi ścinał mu w sople lodów i włókna nerwów stężał w nieme od przerażenia struny.
Cokolwiek czuł i myślał, był w tej chwili upostaciowaniem tej męki, która już nie ma ani głosu, ani słów, ani jęków i tylko, jak wiatr niewidzialny, ciałem człowieka kołysze. Na wozie siedząc, kołysał się nieustannie. Z siwiejącemi włosami na głowie i u piersi, z białą chustą na twarzy, to w tył, to naprzód, odginał swą cienką i wysoką postać, miarowo, nieustannie, w milczeniu kamiennem. Widok zaś tego miarowego, powolnego, wiecznego kołysania
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/48
Ta strona została skorygowana.
— 38 —