było, gęsto w zamian turkotały wozy i wózki, lekkie a pakowne, wyskakiwały z nich przed progami nizkich domostw kobiety wysmukłe i białe, wpadały do świetlic, w których z nad gospodarskich statków podnosiły się na ich spotkanie postacie kobiece inne nieco, rumiane, tęgie, ogorzałe, lecz tak samo jak tamte jakiemś słońcem świątecznem, czy dusznem rozgrzane i rozpromienione.
Bywało wtedy w tych świetlicach, czyli pokoikach, izbach, mnóstwo gwaru, złożonego z rozmów, zapytań, opowiadań, wzdychań, wykrzyków, pocałunków. Śmiały się z nas barczyste i silne szlachcianki, gdyśmy, obok nich nad statkami gospodarskiemi stojąc, do wspólnej roboty rękawy na szczupłych ramionach zawijały; śmiałyśmy się ze szlachcianek, gdy zapytywały: czy też młodzi panowie, co są w partji, na takim ciemnym, choć i smacznym chlebie poprzestawać zechcą? Śmiałyśmy się wszystkie razem, ilekroć robota jakaś bardzo się nam udała, albo nie udała. A gdyśmy jaką dobrą nowinę, bądź z lasu otrzymaną, bądź w gazetach wyczytaną, przyniosły i opowiedziały, zrazu radość powszechna wybuchała, potem chwiała się w niepokojach, wątpieniach, aż przemieniała się w rozrzewnienie, złożone z radości, niepokojów, wątpień, nadziei, i wyciągały się ku sobie wzajem ramiona wątłe i silne, białe i ogorzałe, spotykały się w pocałunkach usta... Jak pierwsi chrześcijanie w Chrystusie, kochałyśmy się w Polsce.
Zatrzymywały się również wozy i wózki nasze przed niższemi jeszcze niż tamte progami siedlisk
Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/58
Ta strona została skorygowana.
— 48 —