Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

na której spoczywały ich ciała, ale o wszystkiem, czemu jej szpik i soki użyczają życia, co z niej wyrasta, co po niej chodzi, co nad nią świeci, wzlatuje i śpiewa, co w niej głęboko spoczywa, śpi, a jednak wzdycha i przypomina. Pod gwiazdami, na zroszonej trawie, pili wonie kwitnących roślin, które im wieczór czerwcowy podawał w świeżych jak rosa kielichach, aż spłynęły ku nim nadzieja i radość, cudowne wieszczki, na których łonie zmęczeni życiem odpoczęli, a wstępujący w życie zamarzyli o walce, zwycięztwie i chwale. Co się zaś tyczy dzieci — bo i te znajdowały się tutaj — ich śmiech i szczebiot był tak wesołym, że, usłyszawszy go, świętojańskie robaczki obudziły się wszystkie razem i mnóstwem iskier zaświeciły w głogach, a od lip do wiązów i od wiązów do klonów przelatujące chrząszcze grubym ale uprzejmym basem zahuczały:
— Jak się macie, dziatki, jak się macie! Bawcie się wesoło tu, gdzie nam także czas bardzo przyjemnie upływa!
Tak było wczoraj. Dziś, w przedwieczornej porze, gwarną gromadką zbiegli ze wzgórza i skupili się u stóp olszynowego lasku, który z pośród łąk, jak z pośród jeziora roztopionych dyamentów wyrastał. Do jeziora roztopionych dyamentów podobną była rozległa łąka, dzięki słonecznej tarczy, która, wspaniale staczając się ku zachodowi, słabym blaskiem przepajała trawy i kwiaty. W gruncie rzeczy były to proste i pospolite srebrniki, roz-