— To zbudujcie sobie chatę! Dlaczegóż nie zbudujecie?
Tymczasem siwy pan odpowiedział:
— Na czemże zbudować-byśmy ją mieli, moje dziecko, skoro nie mamy ziemi?
Chłopak znowu niezmiernie żywym ruchem skręcił szyję i twarz w inną stronę.
— Nie macie swojej ziemi?
Pokiwał głową; nie dowierzał temu, co usłyszał. Istnienie bez posiadania ziemi nie mogło odrazu pomieścić się mu w głowie: więc przez chwilę wodził wzrokiem po wszystkich otaczających i do najstarszej kobiety pytanie zwrócił:
— Nie macie swojej ziemi?
— Nie mamy, moje dziecko — zcicha odpowiedziały uwiędłe, łagodne usta.
Znowu, jak na sprężynie, szyja wychylająca się z szarej świtki, cienka i ogorzała, obróciła się w inną stronę, tym razem do młodzieńca, który przedtem pisał był w notatniku, a głos cienki i zapalczywy przemówił:
— Może tak mało ziemi macie, że wielka chata nie zmieści się na niej, to zbudujcie sobie chociaż małą!
— Nie mamy jej wcale, mały! Cóż to? nie wierzysz?
Cienka, śniada szyja znowu obróciła się ku siwemu panu:
— Ani tyle, aby małą chatkę postawić?
— Ani tyle.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.