Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze nam tu, na rodzinnych drzewach naszych rodzić się i umierać! Krótki nasz żywot czynicie nam bezpiecznym i błogim, rodzinne drzewa nasze!
Lipy, wiązy i klony, pochylając się ku sobie, zcicha szumiały:
— Korzeniami tkwimy w rodzinnej ziemi naszej, słońce nas ogrzewa, wieczorna rosa poi! Bądźcie błogosławione, rodzinne nasze słońce, roso i ziemio!
W tak szumiących gałęziach poruszyły się drobne ptaki i sennie zaszczebiotały:
— Miłe gniazdka! Miękkie, ciepłe, kochane gniazdka nasze rodzinne!
A swawolny wietrzyk spadł z wysokiej gałęzi i, jak zwinny wężyk po trawach mknąc, szeleścił:
— Trawki świeże i wonne! Wszakżeście wy moje dawne, odwieczne znajome, rodzinne trawki moje!
Nawet żaby u skraju łąki ozwały się chórem i z pychą oznajmiały światu:
— Dobrze nam tu! dobrze nam tu! Dobrze nam tu, nad rodzinnym ruczajem naszym!

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.