Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

przybiera formę umysłowego głodu, który dokuczać mu zaczyna więcej, niż tamten fizyczny. Tamten nawet przycichł teraz znacznie i znać daje o sobie tylko już przez dokuczliwe palenie, kurczenie się wewnętrzne. Przestałby go czuć zupełnie, najpewniej, gdyby się mógł w czytaniu tej książki zanurzyć — trudną jest, skupienia uwagi wymagającą, lecz w tem to właśnie urok jej spoczywa.

Ale cóż robić skoro nafty niema? A może gdziekolwiek znajdzie się jeszcze kilka jej kropli, odrobina? Czapkę tylko zdjął i w paltocie po pokoju chodząc, w różnych jego kątach i schówkach zdrewniałemi rękami grzebał. Podniósłszy się z nad ostatniej, ruchem, zarówno gniew jak zmartwienie objawiającym, na krześle usiadł. Figa z makiem! nie znalazł nigdzie nic: wszędzie całkowita, absolutna próżnia. Zmrok zapada coraz głębszy; w pokoju i za jego ścianami cisza, a w niej czasem rozlega się ochrypły kaszel i ciągle, ciągle w oddaleniu metalicznie brzęczą niezliczone dzwonki.

„Jednak z materyi powstaje i składa się wszystko, co istnieje, jej prawa rządzą bytem organizmów, od bacyllusów, których miliony mieszczą się na główce szpilki, do Sokratesów, z których jeden pośród miliona rodzących się przybywa na glob ziemski. Wiem o tem dawno, dokładnie, mniemam przecież i wierzę, że w najwyższych swych kombinacyach jestestwa wytwarzają siłę moralną, która skutecznie opierać się może kombinacyom niższym.