Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkich ideologów, uważałem za półgłówków lub komedyantów, uczuwałem coś nakształt głębokiego szacunku dla Feliksa Garskiego, którego natura jakby umyślnie w tym celu stworzyła, aby był żyjącem przeciwstawieniem i protestem dla wszelkiej ideologii.
Poznałem się z nim w Wiedniu, dokąd rzucił mię, nietyle los, ile własna moja zdolność dawania sobie rady na świecie. Po rozpoczęciu pracy samodzielnej, zarobkowej, próbowałem osiąść w kilku z kolei kątach, lecz w każdym było mi i ciasno i ciemno i zawiele pajęczyny. Ma się rozumieć, że żaden na świecie kąt, zwłaszcza w domu zrujnowanym, nie może obyć się bez pajęczyn, które oblepiają twarze i lezą do ust. Pfe! skosztowawszy pajęczego jadu, zachłysnąwszy się stęchłem powietrzem, nasłuchawszy się — ciszy, drapnąłem w świat i jakie tam bogi nosiły mię po jego gościńcach, to nosiły: dość, że przyniosło do tej stolicy, za co im wdzięczen jestem, choć nie bardzo, bo powiodło mi się tu, ale niezupełnie.
Z Garskim spotkaliśmy się po raz pierwszy w salonie, raczej w salonach, pewnej znakomitej, wpływowej osobistości i odrazu powiedziałem sobie o nim: „o! sprytna bestya!” Jak to on potrafił przystosować się wybornie do środowiska, bądź co bądź obcego, bo tak, jak i ja, pochodził z Litwy, z takiego sobie wiejskiego, szlacheckiego dworku, a tu stał się światowcem, więcej, bo dworakiem, więcej jeszcze, bo manekinem, którego mówienie,