z zapałem neofity, w najwyższym stopniu zbudowanego.
Jego wzrok przygasły, omdlały, leniwie błądził po mrocznej głębi korytarza.
— Europa jest mała — przemówił zwolna — kiedy idzie w takich rzeczach o ideał: — czytaj pan dzienniki amerykańskie. W porównaniu z tem, co tam się robi, myśmy liliputy i interesa nasze lilipucie...
Ożywiając się, zaczął opowiadać jakąś amerykańską historyę giełdową, istotnie kolosalną. Ruchome nozdrza rozwierały się mu i ściągały, jakby od węszenia czegoś dalekiego, a pożądanego. Potem przygasł znowu.
— Zapewne — powtórzył — mam słuszną przyczynę być zadowolonym. Tylko, że widzi kochany pan, jest z tem tak, jak gdy wypuszczamy z objęcia piękną kobietę... Jest piękną, pożądaliśmy jej wściekle, dobijaliśmy się o jej posiadanie zapamiętale, a gdyśmy cel osiągnęli, czujemy, że czegoś jeszcze jej nie dostawało, że mogą być na ziemi jeszcze piękniejsze, słodsze, milsze nad nią kobiety, że, słowem, nasyciwszy pragnienie, zostaliśmy tak, jakeśmy pierwej byli, pragnącymi. Nieprawdaż? Czy pan tego nie doświadczał?
— Jednak... — zacząłem protestować.
— Jednak — podchwycił — zawsze pożądać będziemy pięknych kobiet i zawsze prowadzić będziemy wściekłe akcye dla osiągnięcia pożądanych celów. Ma pan racyę, ale i ja mam ją także, bo
Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.