Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

menscha jest łatwy i rozkoszny, to się pan myli, bardzo myli.
Wtem wzrok jego padł na jakiś czerwonawy punkcik, ledwie dostrzegalny pod rozłożystym krzakiem. Skoczył w stronę, kilka kroków podbiegł. Gdy biegł, nogi jego z pod płaszczyka o czterech pelerynkach wydawały się bardzo długiemi i cienkiemi. Pochylił się, coś z ziemi podniósł; gdy stanął przedemną, trzymał w palcach liść, mający żółtoczerwonawą barwę. Uśmiechnąłem się.
— Znowu zawód!
Nie odpowiedział i po chwili dopiero przemówił:
— Więc panna Władysława nie wyszła za mąż! Proszę!
Ogarnęło go osłupiałe prawie zamyślenie. W końcach palców miał czerwonawy liść uschły, aż kruche tkanki z cichym chrzęstem pękać zaczęły, wysypały się z palców i, nikłym różowym pyłem rozwiawszy się w powietrzu, opadły na ziemię. Jednocześnie czarne oczy Garskiego, przygasłe i omdlałe, utkwiły w mojej twarzy.
— Mam prośbę do kochanego pana — zcicha przemówił — pan tam jeździ czasem... Niechże pan przy sposobności powie pannie Władysławie, że powodzi mi się wybornie, udaje mi się wszystko, że stoję u szczytu pomyślności i jestem bardzo... zadowolony z życia. Ale pomimo to... pomimo to... chciałbym choć przez jedną godzinę być jeszcze kiedykolwiek tak szczęśliwym... to jest, rozumie kochany pan! w taki sposób szczęśliwym, jak by-