Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Po co to kuzynka wiecznie w tych książkach siedzi i tylko powód do żartów z siebie daje! — markotnie zagadał pan January.
Wszystko to mówiąc, wtargnęli do pokoju i otoczyli ją ścisłem kołem. My tylko z Idalcią zostaliśmy we drzwiach i najbliżej nas młodsza z panienek, Marynia. Tamci zaś gadali jak najęci:
— Proszę pokazać, co pani czyta!
— Proszę lepiej trochę nam głośno poczytać!
— Dobry projekt! Niech pani nas zbuduje, panno Różo!
— Albo rozrzewni...
Ona, zrazu, jak bywało zwykle w podobnych wypadkach, oblała się rumieńcem i błyskawicą strzeliła z oka; lecz zaraz spokojnie wzięła ze stołu otwartą książkę. Tylko na cienkich wargach miała ledwie dostrzegalny, ciekawy uśmieszek, który zauważyłem nieraz, a który zdawał się litościwe drwić z tych, co z niej drwili.
— Aha! przeczyta nam pani stroniczkę o Adolfie i Maryi...
— A może o sztuce mięsa z parmezanem...
— Niech państwo już cicho będą! Słuchamy!
— Słuchamy! Słuchamy!
Z takim lekkim ukłonem, z jakim zazwyczaj dobrze wychowana kobieta przystaje na objawione jej żądanie, Róża rzekła:
— Owszem. Jeżeli państwu sprawi to przyjemność, przeczytam.
I głosem zrazu cichym, potem coraz pewniejszym i nabierającym dźwięków wcale miłych i dobitnych, czytać zaczęła: