„W Tobie ja samym, Panie, człowiek smutny,
Nadzieję kładę; Ty racz o mnie radzić.
Nieprzyjaciel mój, jako lew okrutny,
Szuka mej duszy, aby ją mógł zgładzić...
Z jego paszczęki, jeśli, o, mój Boże,
Ty sam nie wyrwiesz, nikt mnie nie wspomoże“.
...„Boże, przed którym tajne być nie mogą
Myśli człowiecze, w Twej stając obronie,
Przed żadną nigdy nie ucieknę trwogą,
Bo szczere serce w Twojej jest zasłonie.
O, sprawiedliwy sędzio, Ty każdego
Sprawnie obdzielasz, wedle zasług jego“...
Nie w takim to ja porządku powtarzam, co czytała, i nie wszystko, chociaż potem psalmu tego próbowaliśmy oboje z Idalcią na pamięć się wyuczyć: ale co pewna, to, że słuchając, staliśmy wszyscy jak głąby, z gębami pootwieranemi. — Bo jakże! W pokoju cicho tak, że słychać jak za oknem topól szumi, parę gwiazd złotych z ciemności nocnej przez szyby zagląda, ze ściany patrzy oblicze Mickiewicza, a w błękitnawem świetle kobiecina wątła i delikatna, z węzłem czarnych włosów z tyłu głowy, z książką w obu rękach, coraz śmielej i piękniej wylewa z bladych ust nuty słowika z Czarnolasu... Powiadam państwu, że fetę nam sprawiła! Zabełkotaliśmy też coś ni w pięć ni w dziewięć, gdy umilkła, i wynieśliśmy się do dalszych pokoi. „Duchom naszym dała w twarz“ i wynieśliśmy się skonfundowani. Tylko przy ogólnem oddawaniu „dobrej nocy“, patrzę ja, co to takiego? Zygmuś i Marynia mają jakieś takie dziwne oczy, omglone i markotne, ni to rozmarzone, ni to zmartwione.