Publiczność wiedeńska, elegancka i wybredna, dość długo zachowywała się oględnie i niedowierzająco, lecz piękny śpiew Anji Lind stopniowo ją rozgrzewał — i nakoniec, jak gaz, który się zetknie z ogniem, zapłonęła.
W wielkiej, rzęsiście oświetlonej sali znajdowało się wszystko, co stolica posiada najznakomitszego pod względem rodu, bogactwa i urzędu — wszystko, co zwykło było do syta i do przesycenia używać rozmaitych czarów i rozkoszy tego świata. Anję Lind poprzedziła zdobyta w Paryżu sława świeżo powstającej a wiele zapowiadającej gwiazdy, pierwsze zaś tu jej wystąpienie żarliwie popierał wice-hrabia Raul de Boisgomay, zajmujący wysokie stanowisko w sferze dworskiej i dyplomatycznej, ożeniony z prześliczną bogatą dziedziczką jednego z najbardziej arystokratycznych domów francuskich, od paru lat używający w tej stolicy wziętości wielkiej sławy różnorodnej. Sławę tę określały epitety do imienia jego przyłączane: Raoul le beau, Raoul l’irréstible, Raoul le chevaleresque i — niestety! Raoul le volage. Lecz ten ostatni epi-