Ta strona została uwierzytelniona.
rze światłami latarni; odpowiadał mu w górze szeroki pas nieba, oświetlony gwiazdami, śród których jedna, największa, płonęła jak oko gorejące i spokojne. Jaka ona, ta gwiazda, spokojna i czysta! Śród jakiej ciszy i pogody płonie i jak z wysoka, z wysoka spogląda na gwiazdy ziemskie małe, małe, takie słabe wśród burz dźwięczące sprzecznymi tonami, jak harfy targane przez wichry!
Anna Lipska osunęła się na klęczki, ramiona ze splecionemi rękoma wysoko ku górnej gwieździe wyciągnęła i jak biedne, skarżące się, pomocy wzywające dziecko z wielkim płaczem zawołała:
— Ojcze! Ojcze! Ojcze, któryś jest w niebie...
KONIEC.