Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto da więcej?
Milczenie. Mendel rozważa i wątpi: a kto na takim staroświeckim gracie siedzieć zechce? Nikomu zaś innemu pośród obecnych kanapa z pejzażami na nic wcale przydać się nie może. Więc chuda, długa ręka, która przed chwilą przerzuca papiery, wyciąga się do dzwonka, chwyta figlarnie wykrzywioną małpkę i silnie nią wstrząsa. W powietrzu rozlega się dzwonienie przenikliwe. Kulik, tryumfujący, wydobywa z za kurty skórzany woreczek z pieniędzmi i przystępuje z nim do stołu.
Teraz mnóstwo już rzeczy napełnia głęboki ganek, a ludzie ciężko stukający butami wynoszą z domu coraz to inne i przed schodami ganku ustawiają. Są to najróżniejsze sprzęty, w stylach mniej więcej nowych i te sprzedają prędko i łatwo. Trudniej idzie z biurkiem staroświeckiem, bogato bronzami nabijanem i zdobnem u góry w dwa zwierciadełka. Dość drogo je ceniono, a w całem zgromadzeniu niema ani jednej pary oczu, któraby umiała zachwycić się harmonijnemi liniami i surowem bogactwem tej starej pamiątki. Tylko stary Joachim, ciągle u poręczy ganku zawieszony, wpatruje się w nią wytrzeszczonemi oczyma, bo bardzo dobrze pamięta, że kiedy, ogrodnikiem już będąc, przychodził do starszego najpierw, potem do młodszego pana, a potem jeszcze do wdowy po młodszym, z zapytaniem, przedstawieniem, prośbą, starszego i młodszego i wdowę po młodszym znajdował często siedzących przy