z cichością cienia. Teraz on sam ją zawołał. Zdziwiona, zbliżyła się natychmiast.
— A co, Zygmusiu?
Prostując grzbiet stężały od pochylenia i patrząc na nią z pod powiek znużonych, powiedział, że miał potrzebę zajrzeć dziś na strych, dawno niezwiedzany przez nikogo, i niespodziewanie znalazł tam w kącie najciemniejszym zegar, o którym wszyscy zapomnieli.
— Ten zegar z kurantami, co to... pamięta mama?... stał w pokoju ojca.
Aż ręce splotła u piersi, tak zdziwiła się i ucieszyła.
— Mój Zygmusiu! Zegar z kurantami! Ależ pamiętam! jakże mogłabym nie pamiętać! Na strychu, w ciemnym kącie... ot, mój Boże! a dawniej.... Nie śmiałam nigdy zapytać się o niego. Aż się znalazł! Czy został tam, Zygmusiu, w ciemnym kącie? Czy będę mogła jutro pójść na strych, do tego kąta... zobaczyć?
Mówiła o zegarze, jak o człowieku, wargami drżącemi.
— Myślałem, że widok tego grata sprawi mamie przyjemność, więc sam, ze stróżem, zaniosłem go do pokoju mamy. Stoi tam przy ścianie. Klucz do nakręcania na szafce. Zardzewiał trochę.
Zapragnęła podziękować; głowę syna, który pomyślał o sprawieniu jej przyjemności, ramieniem ogarnąć; ale ta głowa była już pochylona nad ar-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.