kuszem papieru, a ręka zatapiała pióro w kałamarzu.
— Tak późno, Zygmusiu... zdrowie stracisz — szepnęła.
Pisząc już i nie podnosząc oczu, odpowiedział:
— Cóż robić, moja mamo? Tak trzeba!
Oddaliła się, myśląc: to prawda! tak trzeba! Uczciwy jest, ma obowiązki ciężkie, czyni im zadość wytrwale, twardo. Tylko w potrzebach ciężkich i w pracy twardej serce jego ociężało i stwardniało. Nie zanikło przecież. Pamiętał stary zegar, na widok jego pomyślał o matce. Miał serce, tylko na rozczulanie się czasu nie miał. Życie jest takiem: przyciska serce głazami ciężkiemi, aż skurczą się a czasem i skruszą. Szkoda serc, bo są to jedyne niefałszywe brylanty świata. Cóż, kiedy tak trzeba!
Znowu raźnie, lekko wstępowała na ciemne wschodki. Pilno jej było powitać przyjaciela starego, świadka czasów przeminionych, który posiadał nietylko oblicze, ale i głos. Miała takie uczucie, jakby się dowiedziała o powrocie jednego z tych, którzy odeszli. Ktoś kochany zwartwychwstał. Biegła powiedzieć zmartwychwstałemu: jak się masz? czy pamiętasz?
Miał już chyba lat ze sto i niegdyś czasy wielkiej świetności. Był lubiony, oglądany, podzi-