Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

dnego źdźbła trawy przesuwa się na inne. Z takim szelestem kłos zboża, przez wiatr dotknięty, kłania się kłosom innym... a to westchnienie... o, jakże, mi znane! to Zygmuś, po pracy znojnej, z głową bezsenną, przewraca się na pościeli i wzdycha. Czy słyszysz Jasiu?
Wtem, wśród ziarn maku, rozsianych po roli bezbrzeżnej, jedno jeszcze zawołało ku niebu. Była to muzyczka drobna, złożona z trąbek, flecików i dzwonków. Kędyś, na nizinie, stary zegar z kurantami grał...
— Czy słyszysz Jasiu?
Słuchał. Z ziemi, z pod dachu rzuconego pomiędzy tysiące dachów, dobywała się muzyczka drobna, lecz poważna i szeroka, niekiedy tkliwa jak miłość kochanków niekiedy dumna jak tryumf rycerza — muzyka poloneza. Słuchał — i niebieską pogodę jego oczu powlekać zaczęła łza.
Strwożona zapytała:
— Czy zbawieni płaczą?
On odpowiedział:
— Są na ziemi takie opary, które wzbijają się łzami do oczu nawet — zbawionych.
Wtem z roju głosów malutkich, usiewających potężny chór ogromów, dobył się jeden jeszcze; był to wyraźny żałosny płacz dziecka.
— Tadzio płacze!
Przestała słyszeć gwiazdy i morza; słuchała płaczu dziecka.
— Czy słyszysz, Jasiu? Tadzio płacze... Bie-