Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.




Jak żyję nie doświadczyłam większego zdziwienia nad to, którem przejęło mnie opowiadanie, czy wyznanie, tego zacnego, wykształconego, przyjemnego, nadewszystko zaś bardzo, bardzo majętnego pana Seweryna Dorszy. Kiedy taki człowiek mówi, wierzyć trzeba; a jednak, któżby przypuszczał, któżby mógł się spodziewać? Więc słusznym jest rozkaz dany człowiekowi, aby nie czynił się sędzią bliźniego swego? Tak, tak! Bo czasem na nieznanem dnie czyjegoś serca leży w ukryciu taki brylant, że niech się przed nim i Książę-Rejent z angielskiej korony schowa! Tylko że samo jedno widzi go oko boskie...
Chyba jedno boskie oko widzieć mogło, że ta panna Róża posiada wogólności jakikolwiek brylant, gdyż dla ludzkich oczu jest to sobie taka niezajmująca i nic nie znacząca figurka, co to ją można sto razy widzieć, a niespodziewanie spotkawszy, nie poznać i sto razy spotkać, a ochoty do najmniejszego zbliżenia się nie doświadczyć. Ani młodości,