nym bielizny, czasem inni służący rozmaici. Raz, widząc ją biegnącą tak po śniegu, zauważyłem, że przy czarnym kaftaniku ma coś mocno różowego. Aż tu i ktoś inny, przez okno patrzący, spostrzeżenie wyraził:
— Czy to panna Róża dwa różowe tulipany ze śniegu wyrwała i niesie?
Młodsza z domowych panienek, blondyneczka, Marynia, smutnym głosikiem objaśniła:
— Ej nie, to u cioci ręce takie czerwone od chłodu. Biedna ciocia!
A nasza kochana pani Januarowa, która właśnie w tej chwili na zielonym stoliku koronkę rozkładała, rozmowę tę usłyszawszy, rzuciła sporzenie na swoją rączkę dość dużą, lecz jak mleko bieluchną, jak pączek tłuściuchną, pierścionkami świecącą, prawdziwie apetyczną rączkę dobrze wykarmionego leniuszka.
Przed wszystkiemi, tak licznemi w tym gościnnym domu, zasiadywaniami do stołu panna Róża uwija się po jadalni, dozoruje nakrycia, dyryguje lokajami, co moment na zegarek patrzy. To też gdy, z panią domu na czele, goście wchodzą do obszernej i wyelegantowanej sali, na stół nakryty aż miło spojrzeć: takie na nim wszystko porządne, staranne, przyozdobione, wyelegantowane. Najemne ręce nigdy-by tego nie dokazały, aby codziennie i tyle razy na dzień tworzyć takie arcydzieła porządku i dobrego gustu. Twórczyni zaś tych arcydzieł siada sobie cichuteńko przy samym końcu
Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.