Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy w śmiech! W jej źrenicach znowu błysk nagły, szybko pod spuszczonemi powiekami ukryty.
Z grzecznością kobiety, przyjmującej od mężczyzny drobną przysługę, odpowiedziała:
— Dziękuję panu.
Dokoła znowu śmiech.
— Żeby tak bardzo było za co dziękować, to nie powiem!
— Jeżeli ciocia życzy sobie, to ja po obiedzie cały bukiet takich kwiatów cioci przyniosę!
— Przynieś i postaw przed portretem Mickiewicza.
— Albo lepiej przed szafką z książkami!
Portret, jak portret, uchodził jeszcze, bo pomimo rozsądnej atmosfery dom ten napełniającej, tak wielkiego imienia do żartów używać nikt nie miał ochoty, ani może śmiałości; lecz szafka z książkami dawała temat do wielu facecyi. Powiadano, że była wypchana poezyami, na cały pokój pachnącemi.
— Wchodzę do pokoju panny Róży — opowiada pani Januarowa — cościć pachnie! Co to? Konwalie, mirt, ananas...
— Tymianek, lilia, hiacynty — podpowiada ktoś bieglejszy w nomenklaturze botanicznej.
— Jakiś bardzo staroświecki zapach! Coby to mogło być? Szukam i przekonywam się, że to przez szczeliny szafki tak pachnie — poezya!
Czasem zapytywano pannę Różę: czy dlatego ma zaczerwienione oczy, że późno w noc czytała poezyę? Ilekroć pani Januarowa uczuła się nieza-