trzeba pracy, a więc czasu, a tu czasu tak mało, taki brak!
Oto, naprzykład, powiada jedna z matek: Nie mam czasu na uczenie się i kształcenie umysłu mego dla korzyści mych dzieci, bo winnam dziś oddać kilka wizyt i być na tańcującym wieczorze. Wszak to są przecie obowiązki towarzyskie! Inna znowu: Nie mam czasu na czytanie i naukę, bo czeka mię kilkogodzinne posiedzenie w spiżarni, a następnie długie krzątanie się po domu bez żadnego wyraźnego celu. Możnaby wprawdzie daleko prędzéj załatwić się ze spiżarnią i, bez żadnego uszczerbku dla domowego gospodarstwa, bezcelowy spacer po domu całkiem wyrzucić z programatu dnia; ale... wszak to obowiązki gospodarskie! Trzecia jeszcze matka odpowié: Nie mam czasu gruntownie wniknąć w potrzeby mojego dziecka, bo dziś właśnie czterdziestogodzinne nabożeństwo, jutro spowiedź, pojutrze nieszpory i procesye!
Ale... może-by nie było grzechem, mniéj cokolwiek modlić się ustami a więcéj czynem i myślą, podniesioną wysoko a pracowitą? O herezyo! święte są przecie obowiązki religijne!
Więc cóż się stanie z umiejętném hodowaniem dzieci, jeśli na wyuczenie się go czasu nie staje?
A serce? a tradycya? Jak nas wyhodowały nasze matki, tak my nasze córki wyhodujemy; jak one, nic nie umiejąc, przeczuły, co potrzebném jest ich
Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.