tarzały prawidła gramatyki francuzkiéj, albo słowa katechizmu „O żalu przyrodzonym lub nadprzyrodzonym” lub o tém, że „Bóg jest w niebie, na ziemi i na każdém miejscu.” Za oknem niebo błękitniało pogodą, ptaki świergotały radośnie, słońce z zewnątrz przenikało do pokoju i obfitemi promieniami zalewało stół, zarzucony nienawistnemi kajetami i nienawistniejszym jeszcze zaplamiony atramentem. Natenczas wszystkie fizyczne i duchowe władze dziecka rwały się ku temu słońcu, ku téj pogodzie, które do niego tak wesoło zaglądały przez okno, pragnęły biegania po téj rozkwitłéj zielenią murawie, za temi białemi motylami, co rojem unosiły się nad uśmiechnioném barwami kwieciem, i biedne dziecię, patrząc z pod oka na wszystkie te wzbronione mu rozkosze, czuło zapewne wtedy „żal przyrodzony.” I może, gdyby mu wolno było swobodnie wybiedz na świat Boży, poigrać z motylami, pocieszyć się kwieciem i słońcem, lepiéj niż z klasycznéj szarooprawnej książki poczułoby i pojęło ono obecność Boga w niebie, na ziemi i na każdém miejscu. Ile dziecko, tak uwięzione i przykute do książki przemocą, w bardzo niestosownéj ku temu porze swego życia, skorzystać może z niedołężnie najczęściéj udzielanéj mu nauki, wiedzą wszystkie kobiety, które, dojrzewając, zaglądały do skarbca zebranych w dziecięctwie wiadomości i, pragnąc kształcić swój umysł, zmuszone były rozpoczynać naukę ab ovo, jak
Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.