niezmiernie, a jednak dla braku stosownych podstaw zbyt często pożądanych nie przynosi owoców.
Bo czémże jest moralna strona kobiety? — tém samém, co i mężczyzny. Zamyka w sobie pojęcia: dobroci, prawości, energii czynu. A jakąż siłę i rękojmię trwałości mają przymioty te, gdy nie są oparte na samowiedzy działania i przekonaniach?
Niech zaświadczy o tém każdy, kto się spotykał z owemi owieczkami dobroci, gotowemi przy lada draśnięciu swe krogulcze pokazać szpony, z owymi rycerzami prawości, którzy na widok interesu, dogadzającego ich chciwości lub miłości własnéj, przemieniają się w naśladowców Spartan, trzymających się zasady: „kraść byle zręcznie!”, z owymi lwami energii, którzy na widok trudności, lub niebezpieczeństwa, przemieniają się w barany, biegnące ze schylonym łbem za beczącém jednogłośnie stadem. Kto przypatrzył się tym wszystkim okazom menażeryi ludzkiéj, ten przekonać się musiał, że wszystkie cnoty bezwiedne, nieoparte na świadomości ich potrzeby i znaczenia, i na powstałych z téj świadomości przekonaniach, są mydlanemi bańkami, które każdy podmuch wiatru w mętną pianę zamienia, — są może dowodem dobroci natury ludzkiéj ale zarazem i jéj słabości, gdy nie jest opartą na światłéj kierowniczéj myśli, — są piękną, lecz krótko trwającą, illuzyą.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.