„W imię rodziny i jéj zbawienia, w imię macierzyństwa, małżeństwa i domowego ogniska, winniśmy dopominać się dla kobiet o męzkie i poważne wychowanie. Bo nareszcie dajmyż stanowcze określenie szanownym mianom żon i matek. Nikt zapewne z większym od mego szacunkiem nie schyli czoła przed temi gospodarskiemi czynnościami codziennemi, podrzędnemi na pozór, wzniosłemi w istocie, bo zawierającemi się w słowach: myśléć o innych!
„Ale czy te czynności stanowią już całe zadanie, jakie ma do spełnienia kobieta?
„Aby żoną być i matką, dosyć-że jest umiéć zarządzić obiadem, przypilnować sługi, czuwać nad dobrobytem domowych? Dosyć-że jest kochać i modlić się? Nie. Jest to wiele, ale nie wszystko. Trzeba jeszcze przewodniczyć i wychowywać, a zatém: umiéć. Bez wiedzy niéma matki, prawdziwéj matki; bez wiedzy niema żony, prawdziwéj żony.
„Nie idzie za tém, abyśmy wszystkie córki nasze kształcili na astronomów lub fizyków, ale winniśmy silnie zaprawiać władze ich myślenia przez zetknięcie się umysłów z nauką; powinniśmy uczynić je zdolnemi do pojęcia wszystkich idei ich mężów, wszystkich nauk, jakie będą otrzymywać ich dzieci.
„Często słyszéć się daje wyliczanie szkodliwych skutków uczenia kobiety, a nigdy prawie nikt
Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.