Czyliż raz na kwiaty balowego wieńca, zdjęte ze strojnéj głowy, spadają gorące krople łez, wytoczonych z pod serca zawodem i zmęczeniem! Czyliż raz, po długich godzinach gwaru, kobieta, ujrzawszy się samotną, widzi oczyma ducha ulatującą od niéj młodość wdzięków i serca, a natomiast zbliżającą się ciemną, odartą, bladą marę swéj przyszłości, i drżąca z obawy, woła do Boga: ratunku!
Ratunku tego niech szuka, obok modlitwy, we własnych siłach, we własnéj głowie i rękach; ratunkiem dla niéj od zepsucia, sprzedania się, ubóztwa i rozpaczy — praca.
Przyjmując surowy ten rachunek, trzeba zapewne wiele porzucić, wiele zwyciężyć w sobie i w około siebie, wiele przemyśléć i wiele umiłować. Droga to nie bez cierni, nie bez bólów i zawodów; ale także czyliż boleści, cierni i zawodów niéma i na tamtéj drodze, na pozór, lecz tylko na pozór, usłanéj różami?
Za to głęboko umiłowana i dobrze pojęta praca posiada w sobie takie źródła spokoju i szczęścia, o jakich i wyobrażenia nie mają ci, co jéj się wyrzekli.
A przecież lepiéj jest, uczciwiéj i rozumniéj, podjąć z odwagą ciężar trosk i trudów, przywiązanych do pracowitego istnienia, a czuć się samodziel-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.