istoty rozlegał się szept posępny. Nie mam nadziei, abym sobie poradzić mogła. Nie mogę ufać sobie! Było to rodzące się poczucie nieudolności własnej. Pod wpływem uczucia tego rósł w niej wstyd nieokreślony, lecz dolegliwy. Gdybym była sama na świecie!... myślała. Gdybym nie miała dziecka!
— Chciej mi pani powiedzieć, przemówiła Marya, jakim sposobem oznajmić jej będę mogła o wyniku starań, jakie ja i mąż mój czynić będziemy w celu pozyskania dla niej zajęcia... Zostawisz mi pani może swój adres?
Marta myślała chwilę.
— Jeżeli pani pozwoli, odrzekła, przyjdę tu sama zasięgnąć wiadomości.
Chciała zrazu dać swój adres, ale przemknęła jej przez głowę myśl, że młoda, szczęśliwa kobieta zapomnieć o niej może. Zawstydzała ją litość, jakiej była przedmiotem, ale bardziej jeszcze przestraszało przypuszczenie, że nadzieja zarobku, która błysnęła przed jej oczami, zniknie znowu i zostawi ją w okropnej niepewności, nieokreśloności położenia.
Zarobek! jakiż to prozaiczny, trywialny, czysto ziemski wyraz! zawołacie może czytelnicy. Gdyby na miejscu jego była tu jaka pałająca miłość, sercowa tęsknota, wzniosłe marzenie, uczucia i myśli młodej kobiety
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/107
Ta strona została przepisana.