Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/118

Ta strona została przepisana.

rozsądną byłam, jak nie znałam świata i siebie samej wtedy, gdym owego pierwszego wieczoru po zamieszkaniu w nędznej izbie myślała, że trzeba mi tylko pójść oświadczyć się z chęcią pracowania, aby zostać przyjętą w szeregi pracujących.
Oto idę teraz z ulicy w ulicę, od jednego domu do innego i szukam... A jednak... gdybym umiała!...
Marya Rudzińska spotkała przychodzącą do niej z wesołą twarzą, uścisnęła gorąco jej ręce i urzedzając pytanie, rzekła:
— Pismo, którego mąż mój jest współpracownikiem, a po części i współredaktorem, potrzebowało właśnie osoby umiejącej rysować. Oto jest szkic narysowany przez znanego u nas rysownika, którego skopiowanie pani powierzonem zostało. Co do opłaty, zależeć już ona będzie całkiem od zalet pracy pani; ta, którą wykonasz teraz, ma być próbą, stanowiącą o zamówieniach dalszych.
Blady promień grudniowego słońca przebijając się przez las gzemsów i załomy murów, ozłacał małe okienko poddasza i ślizgał się po czarnej powierzchni stołu, nad którym siedziała Marta z oczami utkwionemi w leżący przed nią rysunek. Było tam tylko parę drzew rozłożystych, kilka gęstych krzewów, w cieniu ich siedząca piękna postać