Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

naszemi dzieje znikłej bezpowrotnie przeszłości, jak się żegna niemych świadków utraconego szczęścia. Blade czarnookie dziecię silnie pociągnęło suknię matki.
— Mamo! szepnęła dziewczynka, patrz, biórko ojca! Tragarze znosili ze wschodów i ustawiali na wozie obszerne bióro męskie, zielonem suknem obite i ładnie rzeźbioną galeryjką ozdobioną. Kobieta w żałobie długiem spojrzeniem okryła sprzęt, wskazywany jej drobnym paluszkiem dziecka.
— Mamo! szeptała dziewczynka, czy widzisz tę wielką czarną plamę na biórku ojca?... Ja pamiętam, jak się to stało... Ojciec siedział przed biórkiem i trzymał mię na kolanach, ty mamo, przyszłaś i chciałaś mię ojcu odebrać. Ojciec śmiał się i nie oddawał mię, ja swawoliłam i rozlałam atrament. Ojciec nie gniewał się. Ojciec był dobry, nigdy nie gniewał się ani na mnie ani na ciebie...
Dziecko szeptało słowa te kryjąc twarzyczkę w fałdy żałobnej sukni matczynej, całem drobnem ciałkiem swem tuląc się do jej kolan. Znać i nad tem dziecinnem sercem wspomnienia wywierały już moc swoją, ściskając je bólem nieświadomym samego siebie. Z suchych dotąd oczu kobiety spłynęły dwie łzy grube; chwila wywołana przez pamięć jej słowami dziecka, zagubiona niegdyś w milio-