Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/147

Ta strona została przepisana.

jęłaby może jałmużny... pragnie ona i poszukuje pracy...
— Pracy! podnosząc lekko czarne brwi, powtórzyła piękna pani Ewelina, cóż więc przeszkadza jej pracować?
— Wiele rzeczy, o których zbyt długoby mówić, poważnie odparła Marta i ujmując rękę dawnej towarzyszki nauk z prośbą i uczuciem w głosie, dodała: Do ciebie właśnie przybyłam Ewelino z prośbą, abyś jej dała możność pracowania.
— Ja... jej... możność pracowania? a to jakim sposobem, moja droga?
— Abyś ją przyjęła na pannę sklepową.
Brwi właścicielki sklepu podniosły się wyżej jeszcze. Na twarzy jej malowały się zdziwienie i zakłopotanie.
— Droga Maryo, zaczęła po chwili jąkając się i z widocznem zmięszaniem, to do mnie nie należy... w ogóle interesami tyczącymi się sklepu, zajmuje się mąż mój...
— Ewelino! zawołała Marya, dlaczego mówisz przedemną nieprawdę? Mąż twój jest właścicielem sklepu w obec prawa, ale ty zarządzasz interesami wspólnie z nim, więcej nawet od niego i wszyscy wiedzą dobrze, tembardziej ja wiem, że znasz się na interesach wybornie i masz dużo energii w przeprowadzaniu swych planów... dlaczegoż więc...