nasz... pomyślność i przyszłość naszego przedsięwzięcia...
— Tak, z mocą rzekła Marya, i dlatego powinniście schlebiać jej bezsensownym kaprysom i bardzo podejrzanej czystości i podejrzanego smaku sympatyom... Aby cię za to coś powiedziała, zmartwić trochę przynajmniej, powiem ci, kochana Ewelino, że twoi sklepowi krygujący się i nakształt papug paplający o ramażach i papilionach doskonale śmiesznie wyglądają...
Ewelina parsknęła śmiechem.
— Wiem o tem! zawołała zanosząc się od śmiechu.
— I że gdybym była na twojem miejscu, ciągnęła Marta, doradziłabym tym panom, aby zamiast do jedwabiów i koronek wzięli się do pługa, siekiery, młota, kielni, lub czegoś podobnego. Dalekoby z tem przyzwoiciej wyglądali...
— Wiem o tem, wiem! śmiejąc się wciąż wołała gospodyni domu.
— A na miejsce ich, kończyła Marya, wzięłabym kobiety, które zbyt mało mają sił fizycznych, aby orać, kuć i kamienice wznosić...
Ewelina przestała nagle śmiać się i z wielką powagą spojrzała na Maryę.
— Droga Maryo! rzekła; ci ludzie potrzebują także zarobku i potrzebują go daleko
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/152
Ta strona została przepisana.