sokimi, starymi i wilgotnymi murami, z podługowatym kawałkiem chmurnego nieba w górze. Pochmurno musiało być tam zawsze i duszno, bo nad wysokimi murami znajdowała się znaczna ilość kominów, z których wychodzący dym party ku dołowi wilgotnem powietrzem, kłębił się w ciasnem zamknięciu i grube szare opony rozpościerał w różnych stronach dziedzińca.
W najdalszej głębi dziedzińca, naprzeciw bramy, nad drzwiami nadpruchniałemi nieco i kilku wschodkami nad poziom wyniesionemi, wisiała wązka i długa tablica, na której brunoszafirowem tle wielkie żółte litery składały następujący napis: Zakład szycia bielizny męskiej i damskiej, B. Szwejcowej.
Klara prowadząc za sobą Martę weszła do wielkiej sieni, w której śród głębokiego zmroku widać było wschody prowadzące na wyższe piętra domu i otworzyła jedne z drzwi znajdujących się po obu stronach sieni. Gęsta fala stęchłego, wilgotnego powietrza uderzyła twarze obydwóch wchodzących kobiet. Weszły jednak i znalazły się w izbie obszernej, więcej długiej niż szerokiej, oświetlonej trzema oknami na dziedziniec wychodzącemi i do połowy białą muślinową firanką przysłonionemi, z głębią zatapiającą się w zupełnym prawie zmroku. Sufit był tam nizki, belkowany i okurzony
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/185
Ta strona została przepisana.