pani panią Świcką do zakładu swego, czy nie?
— Cóż mam robić? cóż mam robić? chociaż doprawdy tyle mam już robotnic, że i robity niestaje...
— A więc na jakich warunkach? żywo nacierała Klara.
— A cóż? na takich, na jakich pracują wszystkie te panie, 40 groszy na dzień. Dziesięć godzin roboty.
Klara przecząco wstrząsnęła głową.
— Pani Świcka nie będzie za taką cenę pracować, rzekła rezolutnie i śmiejąc się dodała, 40 groszy za dziesięć godzin roboty, to znaczy cztery grosze za godzinę... To żart chyba.
Zwróciła się do Marty i rzekła:
— Chodźmy pani gdzieindziej. Klara zwróciła się już do drzwi, ale Marta nie postąpiła za nią. Stała chwilę jak przykuta do miejsca, nagle podniosła głowę i rzekła:
— Zgadzam się na warunki pani. Będę szyła po dziesięć godzin dziennie za 40 groszy.
Klara chciała jeszcze coś mówić, ale Marta nie dopuściła ją do słowa. Tak już postanowiłam, rzekła i ciszej dodała: samaś przed godziną mówiła panno Klaro, że lepiej mieć coś jak nic.
Umowa stanęła. Od następnego dnia Marta rozpocząć miała zawód szwaczki w zakładzie
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/190
Ta strona została przepisana.