Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/210

Ta strona została przepisana.

świadczyła trzech różnych uczuć, a były niemi wspomnienia, tęsknota i nadzieja. Przypomniała sobie owe dnie szczęśliwe, w których wsparta na ramieniu młodego i wykształconego męża przybywała nieraz w to miejsce. Stęskniona do wyższych uciech umysłowych, których od czasu do czasu kosztowała niegdyś, których oddawna pozbawioną była najzupełniej a które na ciemnem tle obecnego jej życia zaświeciły przed nią niewymownym czarem, zobaczyła nakoniec parę imion kobiecych wydrukowanych poniżej tytułów książek. Z imion tych jedno należało do osoby, którą znała kiedyś, w której nikt nie podejrzywał talentu póty, póki nie objawiła go a i to ze stopniowem, bardzo powoli wzrastającem powodzeniem. A jednak teraz imię jej figurowało zaszczytnie pomiędzy wielu głośnemi, świetnemi imionami krajowych pisarzy, teraz kobieta ta, o której Marta wiedziała, że była samotną jak ona, i jak ona ubogą, posiadała miejsce pod słońcem, szacunek ludzki i własny...
Kto wie? drżącemi usty szepnęła kobieta, i blada twarz jej zapłonęła rumieńcem śród czarnych fałd wełnianych, które obejmowały ją posępną ramą.
Postąpiła parę kroków i stanęła przed drzwiami księgarni. Zapuściła wzrok za szyby i zobaczyła w głębi wielkiej sali jej właści-