bucyi cygar, jakąś kawiarnię, jakiś sklep z bławatnymi towarami i wróciła. Nie śmiała dalej zapuszczać się w ulicę, ani prosić kogoś o objaśnienie. Udała się w inną stronę, po kwadransie wracała z kilku bułkami w białej chusteczce.
Mleka nie przynosiła, nie było go w sklepiku, w którym znalazła bułki, nie chciała, nie mogła szukać dłużej, niespokojną była o dziecię, wracała szybko, biegła prawie. Była już o kilka kroków od bramy, gdy tuż za sobą usłyszała głos męski, nucący piosenkę: „Stój, zaczekaj moja duszko, skąd drobniutką strzyżesz nóżką.“ Usiłowała w duchu upewnić siebie, że piosenka nie do niej się stosuje, przyspieszyła kroku i już dotykała furtki, gdy głos śpiewający przemienił się w mówiący.
— Dokąd tak pilno? dokąd? wieczór piękny! możeby trochę pospacerować!
Bez tchu, drżąca cała z trwogi i obrazy, młoda wdowa wpadła w bramę i furtkę za sobą zatrzasnęła. W parę minut potem Jancia widząc wchodzącą do izby matkę, rzuciła się ku niej, tuląc się w jej objęcia.
— Tak długo nie wracałaś, mamo! zawołała, ale nagle umilkła i wpatrzyła się w matkę: mamo, ty znowu płaczesz i znowu wyglądasz tak... tak jak wtedy, gdy ojca wynoszono w trumnie z naszego mieszkania.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/23
Ta strona została skorygowana.