Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/232

Ta strona została przepisana.

być powinno teraz albo nigdy... kwestya bieżąca, paląca czekać nie może... dziś obchodzi ogół, jutro może mu być obojętną. Z przejrzeniem rękopismu pośpieszę. Chciej pani przyjść jutro o tej samej porze, a będę mógł udzielić jej wiadomość stanowczą.
Dnia tego w pracowni Szwejcowej Marta nie wiele wykonywała roboty. Usiłowała spełniać jak najlepiej to co pomimo wszystkiego mieniła swym obowiązkiem, ale nie mogła. Ręce jej drżały, chwilami ciemna mgła przysłaniała, serce uderzało z mocą oddech w piersi tamującą. Teraz, w tej chwili może księgarz-wydawca rozwija jej rękopism, czyta go... przebiega może oczami 5-tą stronnicę... o, żeby też przebiegł ją szybko, bo tam właśnie znajduje się ustęp, który najtrudniejszy do zrozumienia najmniej dobrze wyszedł w przekładzie... za to koniec rękopismu, ostatnie jego karty przełożone są wybornie... pisząc je Marta czuła sama, że porywa ją rzeczywiste natchnienie, że myśl mistrza odźwierciedla się w jej słowach jak wspaniałe oblicze mędrca w przeczystem źwierciadle... W mieszkaniu Szwejcowej zegar uderzył godzinę 9-tą, robotnice rozeszły się, Marta wróciła do swej izby. O północy wyobrażała sobie, że księgarz-wydawca teraz właśnie zamyka zakreślony przez nią, a przez niego przeczytany zeszyt. Cóżby