— Kwestya kobiet! podskakując na krześle, z rozrumienioną nagle twarzą i pałającemi oczami wykrzyknął mężczyzna. Czy wiesz pan, co to takiego, ta kwestya kobiet?
Umilkł na chwilę, bo zasapany z wielkiego uniesienia zmuszonym był głębiej odetchnąć. Po chwili spokojniejszym już głosem dodał: Na cóż ci zresztą mówić mam, co myślę o tym przedmiocie. Przeczytaj moje artykuły.
— Czytałem, czytałem i bynajmniej nie zostałem nimi przekonanym, aby...
— No! to jeśli mnie nie wierzysz, wpadł mu w mowę literat w grubych okularach, nie będziesz przynajmniej lekceważył tego wszystkiego co wypowiadają o tem powagi... wielkie powagi... Oto niedawno doktor Bischof... wiesz przecie, kto to Bischof?
— Bischof, rzekł księgarz, jest zapewne wielkim uczonym, ale oprócz tego, że nadużywacie słów jego i przesadzacie jego znaczenie, nie sądzę aby mógł być wyrocznią wskazującą tysiące nieszczęśliwych istot...
— Awanturnic! przerwał znowu literat, wierz mi, że awanturnic tylko, istot ambitnych, pysznych i pozbawionych moralności. Po co nam proszę, kobiety uczone, jak wyrażają się niektórzy, niezależne? Piękność, łagodność, skromność, uległość i pobożność, oto są cnoty właściwe kobiecie, gospodarstwo domowe oto
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/242
Ta strona została przepisana.