Ale młoda matka nie spała; w żałobnej sukni swej z rozpuszczonymi czarnymi warkoczami, z twarzą opartą na dłoni, siedziała nieruchoma naprzeciw dogasającego ogniska i myślała. Zrazu gryząca boleść sfałdowała białe czoło jej w kilka zmarszczek głębokich, oczy zaszły łzami, pierś podnosiła się ciężkiem westchnieniem. Po chwili jednak wstrząsnęła głową, jakby odpędzić chciała oblegające ją tłumy żalów i obaw, powstała, wyprostowała kibić i rzekła z cicha:
— Nowe życie!
Tak, kobieta ta, młoda, piękna z białemi rękami i wiotką kibicią, wstępowała w nowe dla siebie życie, dzień ten miał być dla niej początkiem nieznanej przyszłości.
Jakąż była jej przeszłość?
Przeszłość Marty Świckiej krótką była ze względu na lata, prostą ze względu na wypadki.
Marta urodziła się w dworku szlacheckim niezbyt wspaniałym i bogatym, ale ozdobnym i wygodnym.
Posiadłość ojca jej, o kilka mil zaledwie od Warszawy położona, składała się z kilkunastu włók urodzajnej ziemi, kwiecistej, sporą przestrzeń gruntu zajmującej łąki, pięknego brzozowego gaju, który dostarczał opału w zimie i ponętnych przechadzek w lecie,