— Doprawdy, odpowiedział Oleś i nawzajem znaczące wejrzenie utopił w oczach swej towarzyszki.
Kobieta w atłasach zaśmiała się krótkim, suchym śmiechem.
Dzień zimowy miał się ku końcowi. W saloniku, którego okna wychodziły na ulicę Królewską, na zgrabnym kominku otoczonym żelazną kunsztownie wyrobioną kratą żarzyły się węgle w takiej ilości, aby nie rażąc zbytniem gorącem, przyjemne tylko dokoła rozlewać mogły ciepło.
Przed kominkiem stała kozetka wybita amarantowym adamaszkiem i nizki fotel na biegunach, orzucony kwiecistym kobiercem, z podnóżkiem, na którym znajdował się wyszyty włóczkami śliczny długouchy wyżełek.
Na kozetce wpół leżała smukła postać kobiety w czarnej sukni, z szeroką białą taśmą u dołu.
Na fotelu, drobne i wytwornie obute stopy opierając o podnóżek, kołysała się lekko druga kobieta w modnym kostiumie z fiołkowego atłasu, aksamitem i frendzlami tegoż koloru bogato przystrojonym; w białym jak śnieg webowym kołnierzyku, spiętym wielką w złoto oprawną kameą, z jasno-płowymi włosami wy-